MOIM ZDANIEM – Od First Lady do #protestkobiet

MOIM ZDANIEM – Od First Lady do #protestkobiet

Znacie „Becoming” Michelle Obamy? Ja zabierałam się do lektury dość długo. Głównie z uwagi na średnio pozytywne recenzje. Bo musicie wiedzieć, że jestem maniakalną czytelniczkę nie tylko książek samych w sobie, ale również ich recenzji. No i tak odkładałam i odkładałam tę Michelle na później, aż wreszcie przyszedł dzień z perspektywą ponad 400 km w trasie i audiobookiem na telefonie, kiedy poczułam, że teraz albo nigdy.

O czym jest „Becoming”? Na ten temat napisano już naprawdę dużo i prawdę mówiąc nie sądzę, abym mogła dodać coś odkrywczego, czy choćby zaskakującego. Moim zdaniem najlepiej książkę opisuje sam tytuł i to, jak Michelle go interpretuje. Otóż „Becoming” (ang. stawanie się) opowiada o tym, jak doszło do tego i co się musiało zdarzyć, by Michelle z małej dziewczynki wychowanej w ubogiej rodzinie żyjącej na przedmieściach Chicago stała się jedną z najpotężniejszych kobiet na świecie. Pierwszą Damą USA, spełnioną żoną i matką gotową wiele poświęcić dla dobra swojej rodziny, a jednocześnie kobietą odważną, silną, ambitną, samodzielną, niezależną, z sukcesem rozwijającą własną karierę zawodową, posiadającą sprecyzowane wartości i poglądy i nie obawiającą się żyć i iść pod prąd.

Wysłuchałam, pomyślałam że niezła, aczkolwiek miejscami rozczarowująca i na tym właściwie mogłabym poprzestać. Może od razu napiszę, czemu książka nieco mnie rozczarowała. Otóż oczekiwałam więcej informacji, nazwijmy to zakulisowych, z czasów prezydentury Baracka. Nie, nie chodziło mi o plotki, raczej o ciekawostki dotyczące ludzi, których Michelle poznała, czy funkcjonowania Białego Domu. Myślałam, że dowiem się też więcej na temat polityki Obamy i najważniejszych zdarzeń z okresu jego prezydentury.

Prawdę mówiąc z największą niecierpliwością czekałam na fragment o zatrzymaniu Osamy Bin Ladena. Pamiętam, że gdy to się stało byłam z koleżanką na city break’u w Helsinkach i zamiast zwiedzać miasto część dnia przesiedziałyśmy z pokoju hotelowym przyklejone do CNN:) no i Michelle o tym wydarzeniu wspomina, ale właściwie w kilku tylko zdaniach. I ja to rozumiem, przecież jest to autobiografia Michelle, nie Baraka, ale niedosyt pozostał. Nawiasem mówiąc ta sytuacja pokazuje, że nie warto na coś się nastawiać. Jaka by nie okazała się rzeczywistość, trudno będzie jej sprostać wyobrażeniom…

Generalnie uważam, że jeśli książkę można podzielić na dwa etapy, czyli do prezydentury i w jej trakcie, to znacznie ciekawszy jest ten pierwszy.

Ale dość o samej książce. Uważam, że warto ją przeczytać, a niezdecydowani na pewno znajdą mnóstwo recenzji na jej temat. Skąd zatem pomysł, aby wrócić do niej w tym wpisie? Po pierwsze, bo mimo, że od lektury minęło już parę miesięcy, ta książka cały czas za mną „chodzi”. I już to moim zdaniem dowodzi, że jest znacznie lepsza, niż pierwotnie myślałam. Bo porusza i skłania do myślenia. Po drugie zaś – i to jest główny powód, dla którego dzisiaj do niej nawiązuję – bo jest niesłychanie aktualna. Możecie zadać pytanie no dobra, ale co wspólnego ma Pierwsza Dama USA (była bo była, ale zawsze) ze mną, zwykłą, anonimową osobą z Polski? No i właśnie – więcej, niż mogłoby się wydawać. W „Becoming” Michelle wiele razy wspomina o nierównościach i zdecydowanie podrzędnej pozycji Afroamerykanów oraz kobiet w społeczeństwie zdominowanym przez białych mężczyzn.

W trakcie czytania książki myślałam ok, to jasne w odniesieniu do tych pierwszych. Wszyscy chyba słyszeliśmy o #blacklivesmatter, ale dodatkowo chciałabym napisać Wam parę słów na temat eksperymentu („100 humans” Netflix) mającego ujawnić ukryte uprzedzenia rasistowskie – „Czy istnieje większe prawdopodobieństwo, że staniesz się ofiarą agresji ze względu na kolor skóry”? Uczestnicy oczywiście nie byli świadomi prawdziwego celu badania. Myśleli, że chodzi o sprawdzenie szybkość reakcji. W badaniu uczestniczyły 2 grupy. Ci w 1.  – uczestnicy badania reprezentujący różne grupy etniczne – otrzymali realistyczną broń bez nabojów, natomiast ci w grupie 2., aktorzy (biali i Afroamerykanie), a zarazem potencjalni napastnicy, pojawiali się z pistoletami lub telefonami komórkowymi, zmuszając osoby z grupy 1. do natychmiastowej reakcji – strzelać, czy nie. Jakie były rezultaty badania? Otóż uczestnicy eksperymentu, niezależnie od koloru skóry, prawie dwa razy częściej strzelali do czarnoskórego mężczyznę, którego znali (63%), niż do białego, którego nie znali (37%). No i coś, co poruszyło uczestników najbardziej. Wielu z nich strzeliło do koordynatora grup, którego dobrze znali i lubili. Afroamerykanina. Mimo, że trzymał on komórkę, nie pistolet.

Chyba zatem rozumiecie, dlaczego uznałam, że sytuacja Afroamerykanów jest gorsza. Ale kobiet? Wiadomo, że jest wiele do naprawienia, ale przecież nikt do nas nie strzela… Jednak ziarno zostało zasiane i zaczęłam przypominać sobie informacje dot. sytuacji kobiet głównie w Polsce, które dotarły do mnie tylko w ciągu ostatnich miesięcy.

Według policyjnych statystyk za 2019 rok ofiarami przemocy domowej w Polsce padło 65 195 kobiet i 10 676, czyli sześć razy mniej, mężczyzn. Wyobrażacie sobie? Prawie 180 kobiet każdego dnia doświadczało przemocy domowej! W 2019, czyli jeszcze przed zamknięciem nas w domach spowodowanym przez Covid! A rząd RP chce wypowiedzieć konwencję antyprzemocową.

96,7% laureatów Nagrody Nobla to mężczyźni.

Wg danych Human Rights Watch Polki od lat borykają się z restrykcyjnymi przepisami dotyczącymi aborcji, ograniczonym dostępem do ochrony zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego i informacji na ten temat, niedostateczną opieką i wsparciem w obliczu przemocy oraz utrwalaniem tradycyjnie im przypisywanych ról płciowych. A dodatkowo sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu w okresie rządów PiS.

Na najwyższych stanowiskach zatrudnionych jest o prawie 70% mniej kobiet niż mężczyzn.

Prezydent uniewinnia ojca skazanego za gwałt na nieletniej córce. A jednocześnie sąsiedzi mówią o nim, że to dobry chłop, a w ogóle do spraw rodzinnych nikt się nie powinien mieszać (Newsweek Polska).

A dzisiaj czytam, że poseł-już-nie-przewodniczący G. Schetyna mówi “Nie chcę aborcji na życzenie”. Aż się ciśnie na usta „To nie rób”. Czasami mam wrażenie, że celowo używa się określenia „na życzenie” kreując w ten sposób obraz aborcji jako czegoś pożądanego i atrakcyjnego. Podczas gdy aborcja to w większości przypadków trauma, ból i strach. Choć obserwując debatę publiczną można odnieść wrażenie, że poseł, czy ksiądz wie lepiej. Bo po co organizować konsultacje społeczne, po co słuchać kobiet…

Wg danych GUS różnice w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn wynoszą ok. 15% na korzyść mężczyzn.

No i last but not least, czyli #protestkobiet. To walka kobiet i wspierających je mężczyzn o wolność i równość. Zaczęły się od Trybunału Stanu i orzeczenia, które w sposób skrajny dopuszcza ingerencję w ciało, życie i prawa kobiety. Kobiety wyszły na ulice, bo mają dość traktowania ich jako gorsze, głupsze i mniej warte. Bo są zmęczone upychaniem ich w schematy posłusznych żon, poświęcających się matek, oddanych strażniczek domowego ogniska, pokornych opiekunek i wiele więcej. Bo w końcu chcą być usłyszane!

Niestety realia są takie, że w naszej kulturze “domyślny człowiek” to mężczyzna, nie kobieta. Co więcej, brutalna dla mnie prawda jest taka, że samej zdarzało mi się wpisywać w podtrzymywanie stereotypu podrzędnej roli kobiet. Już za chwilę jak, najpierw dlaczego. Wydaje mi się, że zadziałał tu syndrom żaby i wrzątku. Znacie? Jeśli wrzucisz żabę do wrzątku, to z niego wyskoczy. Ale jeśli włożysz żabę do ciepłej wody i będziesz powoli zwiększać ogień, żaba nie zauważy zmiany i się ugotuje. Wydaje mi się, że ja tak się „gotowałam”, a przez to nie zwracałam uwagi na pewne sytuacje czy prawidłowości, bo po prostu towarzyszyły mi one od zawsze, były normą. Chcecie przykład? Ostatnio oglądałam na YouTube nagranie „Niespodzianka”, w którym Magda Mołek opowiada o swojej drodze zawodowej i pokazuje fragmenty archiwalnych nagrań. Między innymi „Krzyżówki szczęścia”, w której pan Wacław opowiadając o sobie z dużym zakłopotaniem (ale też urokiem?) przyznaje że będzie pracował jako sekretarka. Gdy to zobaczyłam pomyślałam sobie, że to w sumie mogłoby być śmieszne, gdyby nie było smutne. Smutne, bo przecież duża część zawodów i profesji ma zwyczajowo przypisany rodzaj męski lub żeński i tak się składa, że gdy z męskim kojarzą się prezes, inżynier, wykładowca akademicki czy analityk, to z żeńskim sprzątaczka, przedszkolanka czy wspomniana już sekretarka. Wszystkie te zawody są ważne i potrzebne, ale nie oszukujmy się, prestiż społeczny inżyniera jest większy, niż przedszkolanki. Choć to właśnie przedszkolanka bądź przedszkolanek zajmuje się rozwojem naszej przyszłości, czyli dzieci.

A teraz obiecane jak.

Gdy pracowałam w korporacjach nazwy stanowisk, które zajmowałam to dyrektor, kierownik, specjalista, pełnomocnik zarządu. Nie dyrektorka, kierowniczka, specjalistka czy pełnomocniczka… Co więcej, ja miałam świadomość tej sytuacji, ale feminatywy w odniesieniu do niektórych stanowisk brzmiały po prostu dziwnie i obco. I dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że to oczywiste, że brzmiały dziwnie. Bo zawsze słyszałam je w odniesieniu do rodzaju męskiego. Dlatego teraz świadomie i z przekonaniem używam rodzajów dostosowanych do płci i wierzę, że chociażby dla dzisiejszych nastolatków i nastolatek forma prezydent będzie tak samo oczywista jak prezydentka. Bo pamiętajmy, język odzwierciedla, ale też kształtuje rzeczywistość i sposób myślenia. Ja bym sobie życzyła widzieć je sprawiedliwe i równe dla wszystkich, kobiet i mężczyzn! Bo to, że piszę o kobietach i na sercu leżą mi ich prawa nie oznacza, że prawa mężczyzn są mniej ważne. Nie, są dokładnie tak samo ważne. Myślę jednak, że dzisiaj razem i niezależnie od płci musimy wesprzeć i zjednoczyć się z kobietami!

No Comments

Post A Comment